poniedziałek, 31 lipca 2017

Włochy... Pierwsza samotna podróż.

"Żadna inna rzecz nie da ci tyle wolności co pasja. Szczęście, które dostajesz zupełnie za darmo"...
_____________________________________
W ostatnim roku przeżyłam okres, w którym porzuciłam wszelakie marzenia, plany, ambicje, zatrzymałam się na pewnym etapie życia i, nie zdając sobie z tego sprawy - uzależniłam się od kogoś. Uświadamiałam wszystkich, jak ważna jest wolność, a sama wolna nie byłam. Pękło coś we mnie dopiero w chwili, gdy zakończyłam jedną z relacji, która napełniała mnie toksynami. Dawno, baaardzo dawno nie czułam się tak wolna i szczęśliwa, jak teraz - gdy samodzielnie mogę podejmować każdą decyzję. A co najważniejsze - dopiero w tym momencie zyskałam tak ogromną pewność siebie, której nie miałam nigdy wcześniej. Dopiero teraz odkryłam kim jestem, poznałam dużo nowych ludzi i otworzyłam się na...życie. Nie będę rozpisywać się na temat banałów, szczegółów ani innych tego typu spraw. Pewnego poranka po prostu wstałam, spakowałam się i wyszłam z domu. I takiej odwagi, siły i poczucia wolności nie czułam chyba nigdy. 

Tego wieczoru siedziałam i myślałam nad różnymi sprawami i doszłam do wniosku, że to idealna pora, aby gdzieś wyruszyć. Idealna pora, aby pierwszy raz zrobić to bez nikogo przy boku. No i nie do końca tak było... Mimo że z domu wyszłam sama, w podróży nie byłam praktycznie ani przez chwilę samotna. Już od pierwszej chwili zauważyłam najbardziej widoczne różnice między podróżowaniem samemu, a podróżowaniem z kimś. Gdy pytałam ludzi o drogę, nie odpowiadali mi tylko "idź prosto, a potem w prawo", udostępniali mi internet, żebym miała dojście do map, dzwonili do znajomych, odprowadzali mnie...słyszałam wiele razy, jak bardzo odważna jestem i jak bardzo się dziwią. Poza plusami były minusy - oczywiście takie, że nigdy nie wiesz do końca jakie są zamiary...czy chcą ci pomóc, bo odczuwają taką potrzebę i chcą tylko porozmawiać, czy biorą cię, bo jesteś dziewczyną i masz cycki... 

Stojąc pierwszy raz na drodze w Obornikach i łapiąc stopa, czułam się trochę dziwnie. Zawsze miałam to do siebie, że podróżując z kimś, zdawałam się trochę na tą drugą osobę; to ona myślała, w którą stronę iść i gdzie łapać:) Obawiałam się, że sama będę nieco zakręcona i jak to przystało na kobietę - pomylę kierunki. Wcale jednak nie byłam tak zamotana, jak przypuszczałam. Dwoma stopami pojechałam do Kiszkowa, skąd zabrał mnie kierowca jadący tirem na Włochy. Pierwszego dnia jechaliśmy niedługo - kończył się limit jazdy, nie wyjechaliśmy jeszcze z Polski, na drugi dzień miał być załadunek. I tak właśnie spędziłam pierwszą w życiu noc śpiąc w ciężarówce, zasnęłam momentalnie, zniknęły już wszelkie niepokoje i powtarzałam sobie w myślach tylko jedno : "jesteś zajebiście silna i odważna, dlaczego do tej pory tego nie dostrzegłaś?". 


Wieczory w tirze ;p 

Drugiego dnia zaraz po załadunku ruszyliśmy dalej, dojeżdżając do Austrii, później już tylko bliżej Włoch. Siedziałam, podziwiałam widoki wysokich gór i napawałam się pewnego rodzaju spokojem. Teraz dopiero byłam prawdziwie wolna, przyszło mi na myśl : "nadrabiam wszystko, czego nie zrobiłam wcześniej, a powinnam". Wyjazd był tylko początkiem, małą cegiełką do tego, aby spędzić moje życie w 100% tak jak chcę. Teraz wiem, że my - ludzie, tak naprawdę powinniśmy słuchać siebie, bo tylko my sami wiemy co jest dla nas najlepsze, tylko my sami wiemy, co może nam dać spełnienie i szczęście. 


Przystanek w Austrii 

Alpy...

Na miejscu wzięłam rower, pożyczony przez kierowcę i udałam się na zwiedzanie. Uciekłam na chwilę od polskiej pogody i smażyłam się w prawie czterdziestostopniowym upale, przejeżdżając przez rozległe pola, na których rosły różnorodne owoce. Po drodze zagadywali do mnie Włosi, machali mi z samochodów i uśmiechali się do mnie, a po 18 zapełniane były każde bary w okolicy i zaczynał się "miły gwar", gdy połowa miasteczka spotykała się na winie. Czas płynął jakoś wolno... 








Droga powrotna minęła równie szybko i bezproblemowo. Ze Staszkiem wróciłam do Austrii, skąd złapałam kierowcę jadącego do Polski. Bartek stwierdził, że na ogół nie zabiera nikogo na stopa, ale wzbudziłam jego zaufanie, miło nam się rozmawiało, okazało się, że mamy bardzo podobne poglądy i postrzeganie świata. Wymieniliśmy się numerami i wciąż mamy ze sobą kontakt. Powiedział, że nie ma szans, aby zostawił mnie w środku nocy gdzieś w Polsce, dlatego zaprosił mnie do siebie, a rano odwiózł na dworzec, skąd już pociągiem dotarłam do domu. 

Co czuję? Że rozpoczęłam coś zupełnie nowego w swoim życiu. Że zaczęłam widzieć siebie w zupełnie innym świetle i że do tej pory nie byłam gotowa na angażowanie się w cokolwiek, że kocham moją niezależność i jak najdłużej chcę być i trwać w tym co jest teraz. Korzystam z dni...i w każdym z osobna widzę wiele pozytywów, których wcześniej nie dostrzegałam, bo założyłam na oczy klapki ograniczające pole widzenia. Życie jest piękne i tego się dzisiaj trzymam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz