niedziela, 29 października 2017

Droga na Ukrainę...

"Człowiekowi jest dana władza tylko nad samym sobą"
___________________________
Pierwszy raz piszę, całkowicie nie wiedząc od czego zacząć. Wiele spraw wygląda zupełnie inaczej, niż jakiś czas temu, a moje podróże mają inne kolory i znaczenie. Wiem już, że nie wszystko w życiu musi sprawiać przyjemność, aby dawać satysfakcję. Nigdy wcześniej nie stawiałam celów ponad wolność, teraz jest nieco inaczej i mimo że zawziętość zabiera mi czas, to nie jest to bezużyteczne pozbycie się go. Pracy mam dużo, bo nadrobić muszę to, co porzuciłam kiedyś; rozwijanie talentu, nadrobienie wszelkich zaległości... Dodatkowo dbam, aby tylko dążyć...nie gonić. 

Był początek września, gdy postawiłam pierwszy krok i stanęłam razem z moim towarzyszem na wylotówce. Czułam to, co towarzyszy mi zawsze - miły dreszczyk i nawoływanie do przygody. Nie wiedziałam jeszcze, że podróż ta będzie zupełnie inna, niż zapowiadała się na początku. Naszym celem na pierwszy dzień był Poznań. Nie spieszyliśmy się, zaczęliśmy łapać dopiero przed 16. Trafiając na parę ludzi wracających z wakacji dojechaliśmy do Poznania, gdzie na obrzeżach rozbiliśmy namiot. Od tego się właśnie zaczęło a kilka kolejnych dni najchętniej bym pominęła, bo nie wnoszą tego, co powinny. Miałam dziwne rozchwianie emocjonalne, mimo że nie było tego po mnie widać. To był jeszcze ten okres, gdy źle interpretowałam moje "poczucie wolności", po części udając kogoś, kim wcale się nie czułam. Mimo że mojego towarzysza poznałam już jakiś czas przed podróżą, okazało się, że oczekujemy czegoś nieco innego. 

Trzecią i czwartą noc spędziliśmy w polskich Bieszczadach, które odwiedziłam pierwszy raz w życiu, więc chodzenie po górach samo w sobie było dla mnie ekscytujące. I w tą czwartą właśnie noc spędzoną razem w namiocie odkryłam, że za chwilę coś się zmieni. Wstałam wtedy o piątej i korzystałam przez kilka godzin z chwil spędzonych sam na sam z naturą; z chwil, które najbardziej uwielbiam. Nie odzywaliśmy się do siebie już w ogóle i atmosfera była na tyle dziwna, że w końcu, przerywając ciszę, mój towarzysz rzekł do mnie "ja wracam, ale...ty wracasz ze mną!". I tu nastał moment, w którym najchętniej wybuchnęłabym śmiechem, ale poinformowałam tylko, że jadę dalej sama. W podróży poznajemy drugiego człowieka chyba najlepiej, bo oprócz stron, które on chce ujawnić, pojawiają się też takie, które usilnie chce ukryć, ale chcąc nie chcąc, w podróży dają o sobie znak. 

Droga na szczyt z Cisnej

Tak więc zostałam sama. Bez namiotu, mapy, z letnim śpiworem i resztką pieniędzy. Mimo to nigdy chyba w życiu nie czułam tak wielkiej ulgi, jaką czułam wtedy. I dopiero teraz wykrzyczeć mogłam sama do siebie "łuhu, jedziesz na Ukrainę i w końcu jest tak, jak być powinno!". 

Cel pierwszy : "ogarnięcie noclegu". 

Była godzina prawie 16 więc jedynym logicznym wyjściem było znalezienie schroniska na noc. Znalazłam internet w bibliotece i korzystając z niego, rozpoczęłam drogę do najtańszego schroniska w okolicy. Do przejścia miałam 10 kilometrów i mimo że mogłabym śmiało pojechać tam autostopem, wybrałam drogę pieszo. Chłonęłam widoki gór i napawałam się własnym zmęczeniem, które tak bardzo uwielbiam. Nogi mnie niosły, dosłownie. Spadł ze mnie ogromny ciężar i w tym momencie, jedyne czego pragnęłam to ta właśnie samotność, w której tak naprawdę nie byłam sama. Po taniości dostałam duży pokój, który zarezerwowałam na dwie noce, aby zdążyć nacieszyć się górami. 

10 kilometrów do schroniska...

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Napisałam kilka wierszy, przemyślałam wiele spraw, spojrzałam z różnych perspektyw na świat. I była to ta chwila, w której miałam uczucie, że moje życie nie jest do końca prawdziwe, realne...towarzyszyło mi wrażenie że jestem ja i jest ktoś obok mnie. I odkryłam, jak bardzo uciekamy od czegoś. My - jako ludzie. Omijamy to, co wydaje nam się trudne i idziemy na łatwiznę, bo zwyczajnie się boimy. I o ile czasami ucieczka jest nam potrzebna, tak w wielu przypadkach jest tylko niepokonywaniem barier, strachem. Wiedziałam też, jak ogromną przyjemność sprawia mi moja niezależność i jak męczę się, będąc przy kimś, przy kim moja niezależność nie ma racji bytu. A co najważniejsze - cieszyłam się jak dziecko. Cieszyłam się, mimo że nostalgiczny nastrój towarzyszył mi całą noc. 

Przyroda w drodze na "Durną"



Brudne buty mają najlepsze historie 

CDN